Koniec roku
Okres świąteczny i noworoczny minął spokojnie. Byliśmy u rodziców, brat z rodzina nie przyjechał bo ledwo co urodziła mu się córka a i z jego teściową nie najlepiej jest. W sumie jechać w podróż z takim szkrabem przez pół polski to wyzwanie.
Cały czas robię zakupy techniczne a żona praktyczne na wyjazd do Nałęczowa. Oglądałem na google zdjęcia tego super uzdrowiska, czytałem opinie i tak mieszane mam uczucia. Ale wiadomo, nie ma co tam zbytnio przywiązywać się do opinii google.
Mam już zapas ręczników, kąpielówki, czepek, przybory toaletowe z całej łazienki. Trzy tygodnie to szmat czasu. Wyciągnąłem wielką walizkę i pojemny plecak. Ciuchów nabrałem jak na wojnę, miliard par gaci i skarpet, dwie pary klapków, buty sportowe, spodenki krótkie i długie dresy. Zabrałem też przedłużacz z rozgałęziaczem bo widziałem na fotkach, że gniazdka są na środku pokoju. Wpadłem na pomysł zabrania drugiego telefonu jako routera, bo nigdzie nie dowiedziałem się czy mają wifi. Mój młody ma 50gb na simie a ja tylko 5, więc zakosiłem mu na wyjazd kartę.
Nowy rok spędziłem w domu. Pić nie można więc lipa. Oglądaliśmy jakieś filmy i poszliśmy spać jak ludzie.
Trzy dni przed wyjazdem kazali mi zrobić test na wirusa. Jadę 4 stycznia a pierwszy styczeń to sobota i wolne, drugi niedziela - wolne. No trzeci to poniedziałek ale na wynik testu czeka się 48h. Ryzyko, że się spakuję na marne. Okazuje się, że prywatne placówki medyczne robią testy na okrągło. Poleciałem w niedzielę parę przecznic od domu do takiej placówki. Pan wyciągnął ten patyczek i aż mi oko pobladło. Włożył ledwo co, delikatnie, nawet rzęsa nie drgnęła. Można? Można. Test był online w poniedziałek. Wypadł negatywnie.