Szpital
Dotarliśmy do szpitala. Znów patyk w nos bo mają lepsze testy. Oba negatywne. Na sorze zamieszanie bo nie ma gdzie mnie wstawić, przytargali własne ekg i na korytarzu próbowali odpalić pomiar ale nie mieli pojęcia co wcisnąć. W końcu się udało.
Jakoś się w szpitalu uspokoiłem. Zabrali mi ubranie i dali jakąś piżamę. Tak przygotowany pojechałem na oddział kardiologii inwazyjnej. Dostałem własny pokój zawalony jakimś sprzętem. Myślę sobie niezły bałagan ale sam w pokoju, no luksus. Po pół godzinie pani dała mi leki i powiedziała, że za godzinę będzie zabieg. Przemyślałem sobie luźno swoje życie bo zbytnio nawet nie miałem ochoty siedzieć na telefonie. Zresztą ładowarki nie miałem a baterii z 30%, trzeba oszczędzać.
Nadszedł czas. Przewiozły mnie dwie ładne panie do kosmicznego pokoju, z maszyną za pierdyliard dolarów chyba i kazały się rozebrać do naga. Poczułem się jak wiadomo w jakim filmie lecz krew za słabo krąży chyba przy zawale więc na szczęście nic nie zapłonęło.
Wstrzyknęli mi w lewą rękę znieczulicę i przystojny Pan zaczął igłą wkuwać się w żyłę, później dowiedziałem się, że to była aorta. Lekarz w słuchawkach bynajmniej nie słuchał spotify a miał telekonferencję z drugim specjalistą w pokoju obok. Obaj na ekranie obserwowali postępy. No to pomyślałem, że popatrzę i ja, lubię takie super urządzenia. Tomografem chyba jeździli mi po klatce bo serducho na ekranie było widać jak na dłoni, a nad dłonią precyzyjnie wkładany był jakiś wycior jeden i drugi. Wpychali je to do tej aorty aż do serca. No mistrz. Nic nie bolało, no może trochę jak przechodzili w okolicy barku. Nadmuchali jakiś balon, nie wiem jak się tam zmieścił i kto go dmuchał ale podobno udrożnił naczynie i założyli mi stenta. Zamknęli tą aortę takim zaciskiem plastikowym z zaworem bezpieczeństwa jak w szybkowarze tak mocno zaciśniętym, że palce u ręki zdrętwiały i posiniały ale dało się nimi ruszać. Niewygodne cholerstwo w uj.
Wróciłem ale na sale gdzie położyli mnie wraz z 5 innym pacjentami grubo starszymi. Zadzwoniłem do żony by spakowała mi jakieś rzeczy i ładowarkę. Podobno da się je podać, bo przecież odwiedzin nie ma. Pan ochroniarz przynosi je o godzinie 8 lub 17. Żona zdążyła przed 17 więc dostałem wszystko od razu. Dziś biedaczka ma urodziny, nawet nie miałem jak jej życzeń złożyć. Ogólnie ostatnio w swoje święta ma same przeboje. Rok temu w urodziny parkowała i przywaliła samochodem w sąsiada brykę, a na imieniny przeszła przez jezdnie w miejscu gdzie nie powinna i to przed samym radiowozem. No i w tym roku, ja.
Teraz trochę o przydatnych rzeczach w szpitalu. Oczywiście na pewno gacie. Piżamę jak zdjąłem na zabiegu to już jej nie założyłem, bo nie dałem rady a pani sprzątaczka zawinęła ją przy najbliższej okazji. Przyda się jeszcze ręcznik, szczoteczka z pastą ale to i tak pierwszej nocy nic się z tego nie skorzysta bo łapami ciężko ruszać, przez te wenflony. Mi założyli w przychodni na lewej ręce a w szpitalu na prawej i ani jednej ani drugiej nie zegniesz do końca. Tragedia. Klapki to odległa przyszłość ale warto mieć. Okazało się, że trzeba leżeć odłogiem dobę a odwrócenie się nawet na bok w celu wysikania się do kaczki jest problemem.
Z technicznych rzeczy polecam ładowarkę z długim kablem, bo tam gniazdka na wysokości są. Ja na szczęście zawsze korzystam z 2m kabla więc luz. Słuchawki z mikrofonem to bardzo potrzebna rzecz! Po pierwsze ciężko trzymać telefon przy uchu jak się ręki nie zgina a po drugie zawsze mnie mierzi gadanie na głos przy wszystkich. No i oczywiście można posłuchać radia, muzyki pooglądać coś nie przeszkadzając innym a zasnąć tam ciężko.